Sesja z Mistrzem

budowanie samoświadomości i kreowanie własnego rozwoju

w oparciu o najważniejsze księgi świata, ponadczasowych nauczycieli duchowych

i przemyślenia zwykłych oraz niezwykłych ludzi

Dystans potrzebuje bliskości

Arkadiusz Roszak

kwi 22, 2021

W dobie pandemii i przestrzegania wymaganych „odstępów” w miejscach publicznych, postanowiłem całkowicie podporządkować się zaleceniom i napisać kilka słów o… dystansie.
Zachęciła mnie do tego polska noblistka Olga Tokarczuk, a dokładnie jeden z akapitów jej mowy pożegnalnej wygłoszonej na pogrzebie profesor Marii Janion.

„Największą chorobą naszych czasów stał się literalizm – tendencja do ograniczającej myślenie dosłowności. Pierwszym jej objawem jest brak zdolności do rozumienia metafory, potem pauperyzacja poczucia humoru. Towarzyszy jej skłonność do wydawania ostrych, pochopnych sądów, nie toleruje niejednoznaczności, nie rozumie ironii i – w końcu – powoduje powrót dogmatyzmu i fundamentalizmu.”

Autorka diagnozuje ogólny problem społeczny pogłębiający się w ostatnich latach. Nazywa go literalizmem czyli dosłownością w umysłowym postrzeganiu zjawisk, osób, wydarzeń lub ujmując sprawę ogólniej – życia i świata, charakteryzuje jego objawy i opisuje wywołane przez niego konsekwencje.

Z perspektywy osoby zaangażowanej w zrównoważony rozwój osobisty i budowanie głębszej samoświadomości cytat Olgi Tokarczuk obok oddziaływania zbiorowego, dotyka mnie także w wymiarze personalnym. To jedna z wartościowszych opinii jakie usłyszałem w ostatnim czasie na temat percepcji rzeczywistości i związanych z nią następstw.

Literalizm egzystencjalny

Żyjemy w czasach, gdzie stwierdzenia „włącz na luz” lub „więcej luzu” są traktowane jako uniwersalne regulatory dobrego samopoczucia i tak eksponowane, iż zaczynają same w sobie być stresorami. Takie pobieżne i łatwe poszukiwanie dystansu to jeden z przykładów literalizacji. Dosłowna reakcja na zbytnie zaangażowanie się w proces i wywołane tym zmęczenie lub na brak inicjatywy i spowodowany tym stres. A dystans nie rodzi się z zaklinania rzeczywistości „luźnymi” hasłami czy stosowania binarnego mechanizmu on/off. Wystarczy przypomnieć sobie współpracownika, który na pytanie: – Jak się masz? z szybkością automatu i chirurgiczną precyzją oznajmia: – Świetnie! w warstwie niewerbalnej dopowiadając: – Kurwa jego mać!

Podczas spożywania śniadania codziennie dostrzegam przez kuchenne okno biegaczy. Wyraz twarzy większości z nich informuje mnie, że ta pasja ma swoją cenę, a sposób koordynacji ruchowej nakazuje ostrożność w wyciąganiu pochopnych wniosków o uzdrawiającym aspekcie tego rodzaju aktywności. To również przykład literalizacji pod kątem zdrowego stylu życia. Generalizacja, powierzchowność i moda: – dzisiaj „wszyscy” biegają! A kto powiedział, że to musi być akurat bieganie? Przecież obok pływania, jazdy na rowerze czy gimnastyki istnieje coś tak nieatrakcyjnego jak spacer! Szybki, wolny, z psem lub z kijami do nordic walkingu. I uwaga, niespodzianka! To także może być wysiłek fizyczny.

Pracując w Parlamencie Europejskim byłem świadkiem spotkania, na którym jeden z polityków prowadził ożywioną dyskusję przekonując rozmówców do literalnego rozumienia sceny stworzenia świata i umieszczenia pierwszych ludzi w raju. Nie było w tym cienia interpretacji, symboliki, próby zrozumienia zamysłu autora czy koncepcji teologicznej. Siedem dni, ogród owocowy, mężczyzna, a z niego kobieta, wąż, jabłko (bo tak jest na obrazach) i grzech. Wszystko w doskonałych proporcjach, jak nieskomplikowany przepis na sałatkę warzywną z majonezem. A później wyżej wspomniany bohater „zaliczał” kolejne głosowania m.in. za równouprawnieniem kobiet czy zmianami klimatu według tego samego klucza postrzegania świata.

Czym w takim razie jest dystans, co go warunkuje i jak go osiągnąć?

Po pierwsze: żeby wyleczyć się z choroby opisanej przez Olgę Tokarczuk i nabrać dystansu do świata, trzeba w pierwszej kolejności znaleźć dystans do samego siebie. W takiej sytuacji myślę o jednym z moich profesorów coachingu zanoszącym uśmiech jako Doktor Clown do chorych z warszawskich szpitali. Ile trzeba mieć autodystansu, aby z dyrektorskiego fotela w korporacji, sali wykładowej na wyższej uczelni czy z poziomu wybitnych kompetencji zawodowych wejść w za duże buty, nakryć głowę kolorową peruką i przyozdobić twarz czerwonym nosem pajaca? Ale to również jeden ze skutecznych sposobów, aby spod warstwy choroby i codziennego cierpienia pomóc pacjentom wydobyć barwne odcienie życia.

Po drugie: dystans to stan równowagi. Zachowywanie odpowiedniej odległości zarówno podczas wzmożonej aktywności, jak i zbytniego spowolnienia. To oznacza, że nieraz należy odpuścić, a czasami warto docisnąć swój pedał motywacji. Skąd jednak wiedzieć jaka jest owa prawidłowa odległość czy pespektywa?

Stąd, że po trzecie: wartość tej odległości jest naszym subiektywnym wyborem. Jedni z nas potrzebują być bardzo daleko inni lepiej czują się w bezpośrednim sąsiedztwie. Żeby mieć zdrową ocenę sytuacji należy poznać samego siebie. Używając terminologii motoryzacyjnej moglibyśmy powiedzieć, że aby zachować bezpieczną odległość trzeba wiedzieć jakim dysponuje się silnikiem oraz jakie posiada się przyśpieszenie, hamulce czy amortyzatory.

Po czwarte i najważniejsze: dystans domaga się odpowiedzialnej relacji z samym sobą. To coś więcej niż znajomość swojego charakteru czy zasobów. Nie wystarczy odpowiedzieć sobie na pytanie: – jaki jestem? ale trzeba również wiedzieć: – kim jestem? Poznać swoją wartość. To jest kluczowy moment, od którego zależy umiejętność nabierania dystansu do siebie i otaczającego świata. Mówiąc o wartości, nie myślę o szacowaniu siebie przez pryzmat najlepszych cech lub zajmowanego statusu zawodowego czy społecznego. Takie podejście zakłada, że albo czujemy się bezwartościowi i sfrustrowani albo zbyt cenni i zadufani w sobie. Chodzi mi raczej o wycenę opartą na prawdzie. O zobaczenie własnego potencjału już urzeczywistnionego, możliwego do wykorzystania i z różnych powodów utraconego wraz ze wszystkimi doświadczeniami, sytuacjami, okazjami i przyczynami temu towarzyszącymi.

Akceptacja

W takim ujęciu już sam proces budowania swojej autotransparentności stanie się wartością nadrzędną, do wszystkich innych korzyści wynikających z takiej operacji, ale… pod jednym warunkiem – akceptacji swojego prawdziwego wizerunku! Nie obojętnego przyjęcia go do wiadomości lecz kreatywnej zgody na to kim jestem. Prawdziwy wizerunek – w przeciwieństwie do funkcjonujących stereotypów religijnych, historycznych czy społecznych – zakłada, że dostrzegam w sobie zarówno złe jak i dobre strony oraz że widzę, jak jedne i drugie mogą okazać się wsparciem lub ograniczeniem. Akceptacja natomiast otwiera mnie na siebie i pozwala, aby w tych pozytywnych i negatywnych odsłonach własnego „ja” dostrzec, wzbudzić i wydobyć na światło dzienne dobro. Najlepszą część siebie. To właśnie nazywam prawdziwą wartością.

Żyć w prawdzie o sobie. Zgadzać się z nią i postrzegać jako najlepszą wersję siebie. W ten sposób ściągamy z siebie brzemię ofiary – „do niczego się nie nadaję”, „po co w ogóle żyję”, frustrata – „ja im jeszcze pokażę”, „przekonają się jaki jestem dobry” i tyrana – „nikt nie będzie mi mówił co mam robić”, „ja się nie mylę i wiem najlepiej czego innym potrzeba”. Stwarzamy sobie dogodną przestrzeń na swój własny rozwój bez strachu, udowadniania i nakazów. Ponieważ najważniejsza wartość nie pochodzi z zewnątrz: od szefa, sąsiada, współmałżonka, ze stanowiska czy egzaminu, ale rodzi się w nas samych – my dokonujemy jej prawdziwej wyceny. To proces odpowiedzialny, ciągły i głęboki. Potrzeba do niego gotowości, odwagi, pokory oraz codziennego wysiłku, powtarzam wysiłku (bardzo niemodne słowo w dzisiejszych czasach), aby każdego dnia coraz bardziej otwierać się na „bycie sobą”. Widzę to podczas pracy ze swoimi klientami, którzy redefiniując pojęcie własnej wartości przedzierają się przez wyceny świata i własne samooceny, docierając do sedna tego: kim są? jacy są? i po co żyją? To bardzo uwalniające uczucie.

Na dobry koniec

– Co się stanie jeśli mój szef po raz kolejny, nie wiadomo dlaczego i nie wiadomo za co, nazwie mnie kretynem?
– Nic się nie stanie! Będę nazwany kretynem z pełną świadomością swojej wartości.

I takiego dystansu wszystkim nam życzę!

 

Olga Tokarczuk

Polska pisarka, eseistka, poetka i autorka scenariuszy. Laureatka: Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 2018, The Man Booker International Prize 2018 za powieść Bieguni oraz dwukrotnie Nagrody Literackiej „Nike” za powieści: Bieguni (2008) i Księgi Jakubowe (2015).

Podobne artykuły…

Pierwsze pytanie

Pierwsze pytanie

Żebyś mógł rozwiązywać zagadkę, jaką jesteś Ty sam i udzielać sobie rzeczowych odpowiedzi ustami wewnętrznego mentora,...

czytaj dalej
Coach to coach!

Coach to coach!

Stajesz przed lustrem. Przyglądasz się sobie. Zamiast rzeźby dyskobola Myrona widzisz Barbapapę i zadajesz sobie...

czytaj dalej

2 komentarze

  1. Ania

    Tyran, ofiara czy frustrat – przybieramy ich maski w reakcji na jakieś poruszające wydarzenie. Często taka reakcja to zwykły nawyk. Wystarczy go sobie uświadomić by stanąć w prawdzie.

    Odpowiedz
    • Arkadiusz Roszak

      Stanąć w prawdzie żeby uświadomić sobie nawyk, czy uświadomić sobie nawyk żeby stanąć w prawdzie?

      Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.